II. Zapomnieć o przeszłości
Było już zupełnie ciemno, a deszcz powoli przestawał padać, gdy Kim i Kelly wsiedli do metra. Była to już trzecia przesiadka od dwóch godzin, więc dziewczyna zaczynała być niecierpliwa. Dobrze wiedziała, że całe jej dotychczasowe życie zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, lecz nie była pewna, czy jest na to w stu procentach gotowa. Przejeżdżali przez obskurny, ciemny tunel. Czerwonowłosą targały czarne myśli, w przeciwieństwie do Kima, który albo udawał, albo naprawdę miał dobry humor.
- Jak ty trafiłeś do 'Nieba dla wyrzutków'? - zapytała od niechcenia Kelly.
- Hmm, podobnie jak ty. Z tą różnicą, że ja prawie zabiłem posłańca. - stwierdził Kim i parsknął śmiechem.- Świetnie pamiętam jego jęki, gdy wsadzałem mu nóż w...
Kelly uparcie patrzyła azjacie w oczy, szeroko rozwartymi źrenicami szukając na jego twarzy dowodu, że żartuje.
- Jaja sobie ze mnie robisz. - przerwała mu.
- Nie inaczej. - zgodził się Kim i zaczął się śmiać. - Powinnaś zobaczyć swoją minę.
Czerwonowłosa też się zaśmiała, ale chwilę potem jej twarz nabrała poważnego wyrazu.
- Kontynuuj. - rzekła, kładąc dłonie na kolanach, i wbijając w nie paznokcie, robiąc dziury w i tak już porwanych czarnych rajstopach.
- Uciekłem jej. Do 'Nieba dla wyrzutków' chciała zwerbować mnie kobieta. Na imię jej Shanti. Dość trudno było jej mnie złapać, bo zanim zorientowała się, że coś jest nie tak, rozpłynąłem się w cieniu. To moja specjalność, potrafię być niemalże niewidoczny, nawet dla osób stojących tuż obok. Dlatego przeżyłem na ulicy, trafiłem tam, mając osiem lat. - wyjaśnił chłopak, nie zdejmując z twarzy lekko melancholijnego uśmiechu. Było w nim coś, co kazało Kelly też się uśmiechnąć.
- Ja, kiedy miałam dwanaście. - odparła, szczerząc do niego zęby.
- Powinnaś częściej się uśmiechać. - poradził chłopak. - W tej branży wcześniej, czy później to stanie się najważniejsze, inaczej...
- Inaczej co? - spytała zadziwiona czerwonowłosa.
- Inaczej opęta cię żądza krwi i staniesz się demonem. - objaśnił Kim słodkim głosem.
- Eee? Dość niewybredny żart. - skwitowała dziewczyna.
- Ja w ogóle nie jestem wybredny. - zaśmiał się azjata.
- Nie wierzę w demony. - odparła Kelly, siląc się na poważną minę. Cała rozmowa wydawała się jej jakimś ponurym kawałem. Kim zmierzył ją wzrokiem i zrozumiał.
- Nic nie wiesz, prawda? - zapytał, jakby ze smutkiem.
- Niby o czym?
- O swojej przeszłości. "Niebo dla wyrzutków" nie jest li tylko agecją wynajmującą płatnych zabójców. Jesteśmy pogromcami.
- Pogromcami czego?
- Demonów.
- Księdzami egzorcystami? - wydusiła z siebie Kelly, zanosząc się śmiechem. - Rzeczywiście, niewybredny ten żart. Słuchaj, ja zabijam ludzi. Nie wierzę w żadną magię, ani demony, ani Czyste Zło. Wszystkiemu winni są ludzie, a nie żaden Lucyfer.
- Ach tak. Mogłem się spodziewać. Osoba tak odcięta od społeczeństwa...
- Pierdoły. - odparła Kelly. - Coś mi mówi, że znów robisz sobie ze mnie jaja.
- Tym razem nie. - Kim zdążył się lekko zniecierpliwić. Nie spodziewał się tradycjonalizmu po dziewczynie, która w sumie wątpiła we wszystko. Zamilkł, i nie odzywał się do następnej stacji, jakby nad czymś rozmyślając.
Wyszli z metra gdzieś na prowincji. Niebo właśnie jaśniało krwawym brzaskiem przesiąkniętym zapachem niedawno skończonej burzy. Deszcz leciutko kropił. Wiatr był tak silny, że wywiewał z głów zarówno myśli jak i kapelusze. Kelly i Kim znaleźli się na skraju niewielkiego, niechlujnego bulwaru, który niegdyś był wyłożony białymi i błękitnymi kamieniami, dziś jednak przykrywał je gęsty kurz i warstwa przedpotopowych śmieci.
- Parszywa Promenada. - przeczytała dziewczyna z tabliczki wiszącej na połamanym słupie po lewej. - No nie zorientowałabym się.- parsknęła. Spojrzała na Kima, którego oczy były skierowane ku niebu, na ciemne chmury nadciągające od morza. Chwilę potem bez słowa wszedł w labirynt ciasnych i ciemnych uliczek między szemranymi portowymi lokalami. Kelly podążyła za nim.
Przeciskali się przez obskurne dróżki, jak przez przedsionek piekieł; był ostry mróz, przebijający się przez duszę, niczym oddech dzikiej bestii. Szli dalej przez mroczną i odludną dzielnicę morderstw, aż czerwonowłosa złapała Kima za ramię i przytrzymała.
- Idziemy do "Nieba dla wyrzutków", tak? - zapytała, czując w kieszeni ciężar swojej dwudziestki dwójki. Coś było ewidentnie nie tak.
- Jeszcze nie. Nie jesteś gotowa, musisz uwierzyć.
- No dobra... Ale jeden fałszywy ruch i odstrzelę ci łeb. Rozumiem, że w coś się bawimy, ale wolałabym się dowiedzieć w co konkretnie.
- Wszystko w swoim czasie, Kelly... - odparł szeptem azjata, a echo jego głosu rozpłynęło się w cieniu wiatru targanym raz po raz okrutnym i żarłocznym wichrem.