I. Nowe życie
Deszcz. Ciemne chmury kłębiące się nad tym małym kawałkiem nieba należącym do Kelly. Dziewczyna leżała na starym, lnianym hamaku na działce. Pofarbowane na czerwono włosy sięgające ramion, były mokre i pozlepiane w dziwne, niewygodne strąki. Intensywnie niebieskie oczy z wyrazem wystudiowanej pogardy patrzyły w chmury. Czarne kreski wokół oczu, namalowane uprzednio, spływały teraz po policzkach, tworząc szare łzy z popiołów. Łzy popołudnia, które smagało miasto kolejnymi falami przelotnych ulew i gradów. Kelly zeskoczyła z hamaku, a czarne, powycierane glany chlupnęły o błotniste kałuże. Z kieszeni skórzanej ramoneski, dziewczyna wyjęła pastelowo-fioletową bandankę i jakoś ogarnęła nią włosy. Pomstując pod nosem, Kelly skierowała się w stronę dworca, by schronić się przed kolejnym opadem zmrożonej wody. Uwielbiała to miejsce, kochała patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy zawsze wiedzieli, gdzie idą, mieli jasno wytyczone cele. Ona jako jedyna błąkała się tam, niczym udręczona dusza w twierdzy wzniesionej z żelaza i mgły. Znad morza napływało coraz więcej mrocznych czarnych chmur. Rozchodzące się od widnokręgu echo grzmotów zapowiadało, że nie skończy się na zwykłej ulewie. Po peronie przechadzało się trzech policjantów, którzy z uwagą przyglądali się Kelly.
- Niech was piekło pochłonie. Wszystkich. - dźwięk tego nienawistnego szeptu rozpłynął się w cieniu wiatru przeszywanym na wskroś ostrymi jak brzytwy kroplami deszczu. Nagle zrobiło się jeszcze ciemniej, jakby zapadł przedwczesny zmrok rozświetlany jedynie płomieniami światła, które eksplodowały nad miastem, pozostawiając po sobie ślady huku i furii.
Odwróciwszy się na pięcie, powoli ruszyła w kierunku wyjścia. Policjanci wolno podążyli za nią. Mocny kopniak w szczękę powalił pierwszego mężczyznę, a pozostała dwójka wyciągnęła broń.
- Podnieś wolno ręce do góry i nie ruszaj się. - nakazał jeden z nich, celując w Kelly. Dziewczyna szybko wyjęła swoją broń, starą dwudziestkę dwójkę odziedziczoną po ojcu.
- Odłóż broń. - dodał policjant ponaglająco. - Pierwszy strzał wyrwał mu pistolet z ręki, drugi wystrzelił mu dziurę między oczami.
Podobna śmierć spotkała dwóch pozostałych mężczyzn. Kelly rozejrzała się. Była w zaułku, prowadzącym do zamkniętego na cztery spusty magazynu. Wrzuciła ciała policjantów do jednego z kontenerów stojących nieopodal, a później przykryła je śmieciami. Zdyszana, jeszcze przez chwilę obserwowała swoje dzieło, a później poszła do domu.
Miała dwadzieścia jeden lat i mieszkała w ciemnej klitce, w pensjonacie tak podłej jakości, że pokoje świeciły pustkami. Odłożyła rewolwer do drewnianej kasety i schowała do szafki, tak głęboko, by nikomu nie zachciało się tam sięgać. Otworzyła szeroko okno, by trochę przegonić kloaczny fetor, którym cuchnął cały budynek, gdy niebo zaciągało się szkarłatno-czarnym zmierzchem.
- Widziałem to. - usłyszała głos. Ktoś wszedł do jej pokoju, a nawet tego nie zauważyła. Dalej stała twarzą do okna, niespokojnie mrugając powiekami. - Poradziłaś sobie koncertowo. - dodał mężczyzna. Kelly odwróciła się, by ujrzeć niewysokiego chłopaka o azjatyckich rysach, który uśmiechał się uspokajająco. Dziewczyna wpatrywała się w niego nieufnie.
- Nic ci nie zrobię. - powiedział, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Spodziewał się, że może zostać zaatakowany. Ku jego zdziwieniu, Kelly usiadła na łóżku i zaczęła ściągać glany.
- Czego chcesz? - spytała. W jej głosie zabrzmiała nutka groźby. Azjata uśmiechnął się po raz kolejny. Miał przyjemny, ciepły uśmiech.
- Powiem krótko i nie będę owijał w bawełnę. Jesteś mi potrzebna. Chodzi mi o twoje umiejętności w zabijaniu. Według badań, ci którzy są na samym dnie najbardziej nam się przydadzą. Więc zostało stworzone takie "niebo dla wyrzutków". Jesteśmy płatnymi zabójcami, dzięki nam osoby wyzute z zasad, mogą robić to, w czym są dobrzy. Oferujemy wszystko. - powiedział, kładąc rękę na ramieniu Kelly. - Nawet niebo. - dodał, oblizując wargi, jakby wymyślił jakiś znamienity dowcip. Z nadzieją patrzył na dziewczynę, widząc zamyślenie na jej twarzy.
- Nie. - ucięła Kelly, wstając.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony chłopak. Widać było, że nie pracuje długo w tej branży. Na jego twarzy malowały się ślady niedawnego cierpienia. Kelly chciała go okłamać, ale było coś w jego oczach, co powiedziało jej, że nie przełknie on już żadnego kłamstwa więcej. Uśmiechnęła się melancholijnie.
- Nie, bo tu nie ma nieba, jest prześwit pomiędzy wieżowcami, a serce to nie serce, tylko kawał mięsa... - zanuciła.
- A życie, jakie życie? Poprzecinana linia na dłoniach, a Bóg - nie ma Boga, są tylko krzyże przy drogach. - dokończył melodię chłopak. - Znam to. - dodał.
- Hymn wyrzutków, co? - zagadnęła Kelly. Azjata zaśmiał się.
- Mam na imię Kim, a ty? - spytał przyjaźnie.
- Kelly. - odparła czerwonowłosa, przyglądając się mu badawczo. - Powiedzmy, że się zgodzę. - zaczęła. - Co wtedy się stanie?
- Dobre pytanie. - przyznał Kim. - Będziesz musiała się spakować, a potem zaczniesz szkolenie. - wyjaśnił. - Zabiorę cię do "nieba dla wyrzutków".
- Skąd o mnie wiecie? - Kelly zadała jeszcze jedno pytanie.
- Nietrudno było zwrócić na ciebie uwagę. - zaśmiał się Kim. - Liczne rozboje, kradzieże i napaście, wszystkie wykonane tak szybko, że nikt nie zdążył wezwać pomocy, chyba że już na tamtym świecie. Jesteś jak ninja. - zażartował.
- No chyba ty, ja nie jestem z Japonii.
- Korei. - poprawił chłopak.
- Whatever. Tak, czy inaczej, będę musiała zabijać za kasę, tak? - spytała Kelly.
- Niezupełnie. Będziesz zabijała za cokolwiek tylko zechcesz.
Umysł dziewczyny na chwilę zajęła wizja bezkresnych przestrzeni, gwieździstych odchłani i wszystkich marzeń, o których już dawno zapomniała.
- Biorę. - odparła bez namysłu.