wtorek, 9 lipca 2013

IV. Musztra

IV. Musztra

   Deszcz szalał w najlepsze. Wydawało się to być co najmniej dziwne, był bowiem przełom marca i kwietnia. Kim prowadził czerwonowłosą przez ponure uliczki pełne skrzypienia starego drewna i chlupotu brudnej wody w rynnach i kanałach ściekowych. Na ścianach obdrapanych z tynku, wisiały stare, postrzępione plakaty reklamujące cyrkowe występy sprzed pięciu lat. Kelly czujnie zapamiętała drogę, jaką przebyli od Parszywej Promenady. Miała uzasadnione podstawy, by podejrzewać, że ten znów zechce robić sobie z niej żarty. Czuła się dziwnie, podążając za tym li tylko nieznajomym, ale wiedziała, że nic nie ma do stracenia. Miasto, pełne trujących wyziewów i niebezpieczeństw kryjących się w zaułkach było jej domem, którego nie bała się opuścić. Życie na ulicy przeżarło już jej duszę, wysysając z niej słabość i strach, pozostawiwszy po sobie tylko hardość i czujność dzikiego zwierza. 
  Kim zatrzymał się przed dużej wielkości drzwiami z blachy, wymazanymi graffiti, w poszarzałych, mdłych kolorach, jak wszystko wokół. Budynek, do którego należało owe wejście był wielkim, portowym magazynem, wyglądającym na opuszczony, wyposażonym w bezzębny uśmiech w postaci powybijanych okien, pokrytych omszałymi deskami. Azjata odwrócił się w stronę Kelly, która stanęła tuż za nim i zdjął kaptur. 
 - Kelly, witaj w 'Niebie dla wyrzutków'.
  Następnie otworzył drzwi, po czym wpuścił dziewczynę do środka. Wnętrze było zupełnie inne, niż to, którego dziewczyna mogła się spodziewać na logikę. Podłoga pokryta była czarnymi kwadratowymi płytkami, tak czystymi, iż Kelly mogła się w nich przejrzeć. Ściany zaś, wytapetowane w jasnych kolorach zieleni, pokryte były tablicami korkowymi, na których zostały poprzybijane jakieś ogłoszenia. W ciepłej ciemności majaczyło biurko z komputerem, ale przy nim nikogo nie było. Okna, zabite od zewnątrz deskami, zostały zamurowane. Pod ścianami stał rząd lichych krzeseł z ciemnego drewna, a w głębi, Kelly zdążyła dostrzec windę i parę drzwi. Dziewczyna podążyła do przodu, w kierunku windy, brudząc idealnie czystą podłogę ubłoconymi glanami, lecz przystanęła, usłyszawszy nieprzyjemny, skrzypiący odgłos zamykanych drzwi. Zamknęła oczy, po czym ustabilizowała rytm bicia swego serca. Stała tak jeszcze przez parę sekund, póki z ciemności nie wyłoniło się kilka par bladych rąk próbujących powalić ją na ziemię. 
 "Wiedziałam. Mały, podstępny gnój."
  Zrobiła szybki unik w dół, a następnie otworzyła oczy. Trzech zamaskowanych osobników. Jeden to prawdopodobnie kobieta. Najszybciej jak umiała odskoczyła w lewo, gdyż z tyłu najprawdopodobniej był Kim, gotowy również się na nią rzucić. Odwróciła się w tamtą stronę. Azjata zniknął. Kelly chwyciła krzesło, stojące nieopodal, po czym rzuciła nim w napastnika, który był najbliżej. Szybkim dotknięciem dłoni, wyglądającym ledwie na muśnięcie, ten roztrzaskał krzesło. Kelly nie miała więcej czasu niż ułamek sekundy na zdziwienie i zdenerwowanie się poziomem umiejętności jej przeciwników, bo drugi wymierzył silny, lecz powolny cios w jej brzuch. Zrobiła unik, ale pięść odziana w kastet musnęła jej biodro, robiąc dziurę w kurtce Kelly. Trójka przeciwników to było za dużo dla czerwonowłosej. Nie miała czasu na skuteczny atak, cały czas zajęta unikami. Pierwsze uderzenie, które w nią trafiło, pozbawiło ją tchu. Bezwładnie osunęła się na ziemię, ale tym samym dostrzegła szansę. Ignorując rwący ból w brzuchu, szybko wyjęła z kieszeni dwudziestkę dwójkę. Jeden z przeciwników zakrył dłonią wylot lufy.
 - Nie strzelisz. - rzekł ochryple, rozbawionym głosem zdradzającym uśmiech.
Kelly odbezpieczyła broń i strzeliła.
Dłoń oderwana od ciała odskoczyła w fontannie krwi, opryskała nią zarówno dziewczynę jak i zamaskowanego napastnika, który ryknął z wściekłości i bólu. Drugi strzał chybił, ale wywołał wahanie u  pozostałych przeciwników. Kelly tylko na to czekała.
  Skoczyła do przodu, by obróciwszy się w powietrzu, kopnąć zamaskowaną kobietę w twarz. Poprawiła to kilkoma szybkimi ciosami w skroń, tchawicę i brzuch, a potem popchnęła zdezorientowaną przeciwniczkę na drugiego napastnika, by natychmiast, odepchnięta, opadła na kafelki. Mężczyzna uderzył Kelly w twarz, tak że poczuła, jak trzeszczą jej zęby. Uchyliła się od ciosu napływającego z drugiej strony, uderzyła glanem w piszczel napastnika, następnie kolbą pistoletu trzasnęła go w czaszkę, aby wreszcie lewą pięścią, złamać mu nos. Krwawiąc na twarzy i duszy, napastnik upadł.
Wszystko to trwało zaledwie trochę ponad minutę. Dla niewprawnego oka, cała walka była mieszaniną nie za bardzo skoordynowanych ruchów, robionych z szybkością światła. Kelly dyszała ciężko, próbując zetrzeć krew z policzka. Po chwili, wymierzyła pistoletem.
"Lepiej ich dobić."
  Od popełnienia morderstw, powstrzymał dziewczynę pewien dźwięk. Ktoś, ukryty w cieniu bił jej brawo. Kelly zmarszczyła brwi.  Z ciemności wyłoniła się sylwetka barmanki z tawerny, w której czerwonowłosa była jeszcze dwadzieścia minut temu. Dziewczyna poznała ją po długich, pofalowanych włosach w kolorze ciemnej zieleni. Jej oczy śmiały się, widać było drgające w nich iskierki.
 - Świetnie. - powiedziała. - Wspaniale.
 - Kim jesteś? - warknęła Kelly, wycelowawszy w nią z broni.
 - Jestem Shanti. - odparła ta. - To ja zwerbowałam Kima do 'Nieba dla wyrzutków'.
 - Ty ich na mnie nasłałaś? - zapytała czerwonowłosa, gotowa do naciśnięcia spustu i pozbawienia życia swej rozmówczyni.
 - To był test. - Shanti uśmiechnęła się kpiąco. - Odłóż tę pukawkę dziewczyno. Nikt nie zamierza ci tu zrobić krzywdy.
 - A oni?
 - Jacy oni?
Kelly wskazała ruchem głowy na leżących napastników. Jeden z nich wykrwawiał się, ściskając kikut ręki, płacząc w milczeniu łzami tchórzostwa. Kobieta uśmiechnęła się uprzejmie, mrużąc oczy po kociemu.
 - Oni już nie stanowią zagrożenia. Okazali się bezużyteczni, więc zostaną, póki ktoś tu nie posprząta. Zapraszam za mną.
Odwróciła się i odeszła. Kelly jeszcze przez chwilę zastanawiała się, co robić, a potem, z braku lepszego pomysłu, podążyła za nią.
Shanti, nie odwracając się, zaczęła monolog.
 - 'Niebo dla wyrzutków' okaże się dla ciebie spełnieniem marzeń, jeśli tylko zniesiesz trudy życia jako nasza agentka. Będziesz wyklętą bohaterką, jak wszyscy prawdziwi bohaterowie. Wiem, że cała ta farsa wydaje się ci być podejrzana, lecz wierz mi - tu zamilkła na moment, krótki jak uderzenie serca - wierz, że nic w tym nie ma skomplikowanego. Ty będziesz zabijać, a w zamian otrzymasz życie, ot, cała filozofia. Od dziś, codziennie, przez okres czterdziestu dni, będziesz musiała się zmierzyć z takimi przeciwnikami. Potem, staniesz się bezwzględną maszyną do zabijania. Kim będzie twoim towarzyszem i partnerem w twoich pierwszych akcjach, a także otrzymał polecenie nadzorowania twego treningu.
  Obie kobiety weszły do windy, która po wciśnięciu odpowiedniego przycisku przez Shanti, pojechała w dół. Kelly poważnie skinęła głową, na znak, że zrozumiała. Zielonowłosa uścisnęła jej dłoń.
 - Witaj w drużynie. - powiedziała z uśmiechem.
 - Dzięki. - zdążyła odbąknąć dziewczyna, bo drzwi windy otworzyły się, a Shanti pociągnęła ją do przejścia po lewej stronie korytarza.
Kobiety znalazły się w pokoju o ścianach ciemnego koloru, obitych jedwabiem. Na środku stało duże łóżko na lwich łapach, a wokół było wiele sprzętów codziennego użytku. Obok znajdowały otwarte drzwi do łazienki urządzonej z nie mniejszym przepychem. Wszystko wyglądało na dość drogie, półki z ciemnego, wiśniowego drewna, stare książki, pianino stojące w kącie.
 - To będzie twoja sypialnia. Dziś po południu przyjdzie po ciebie Kim i oprowadzi cię po naszej siedzibie. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. - powiedziała kobieta, po czym uścisnęła jeszcze raz rękę Kelly, i wyszła, zanim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
 Czerwonowłosa usiadła na łóżku, wdychając cudowny zapach świeżo wypranej pościeli. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, co też najlepszego zrobiła. Z oddali słychać było wybuchające pioruny szalejącej na zewnątrz burzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz